[o][o][o]





********************









Pierwsza strona - Spis stron


******************



a Notatki: Wstęp.

aa Notatki: 1977 a
Co to jest zło? Co to jest dobro?

ab Notatki: 1977 b
Kompleksy i zadufanie

ac Notatki: 1978a
O rozwoju społeczeństw.

ad Notatki: 1987a; 1988a
Cud świadomości człowieka.

ae Notatki: 1987; 2018
O żydowsko-polskich stosunkach.

af Notatki: 1991a; 1993a
Dylematy człowieka współczesnego.

ba Notatki: 1994a
Dlaczego nikt nie zwalcza gospodarczych oszustów?

bb Notatki: 1997a
Nie można biernie przyglądać się złu i nie reagować na przemoc.

bc Notatki: 1997b
Zawiedzione nadzieje

bd Notatki: 1997c, 1998a; 1999a
Pozory liberalizmu gospodarczego. Zniewolona wolność.

be Notatki: 1997b; 2001a
Świat jest obojętny na eksterminację narodu czeczeńskiego.

bf Notatki: 2001b
„Zabijanie” nudy na nocnej służbie.

bg Notatki: 2002a
Czy koszty przemian musiały być tak wysokie?

cc Notatki: 2007f
Nie takich przemian chcieliśmy. Która z poprawności wyrządziła więcej szkód?

cd Notatki: 2003a; 2007a
Jaka ma być ta gospodarcza równowaga?

ce Notatki: 2003b; 2007b
Dlaczego po 1989 roku rozwój naszego kraju był tak chaotyczny, tak powolny i odbywał się z wielkim rozwarstwieniem i z tak ogromnymi kosztami społecznymi?

cf Notatki: 2003c; 2007c
O podatkach.

cg Zapiski: 2003d; 2007d
Wykluczanie obywateli z konsumpcji, to ograniczanie podaży i początek ciągłego procesu wykluczania.

ch Zapiski: 2003e
Czy bieda i ekonomiczne wykluczenie przystoi epoce wielkiego postępu i wzrostu wydajności procesów wytwarzania?

ci Zapiski: 2003f
Postulaty „Solidarności” wyrzucono do kosza.

cj Zapiski: 2003g; 2007e
Jaka ma być ta globalizacja?

ck Zapiski: 2003h
O stosunku do osób ułomnych i cierpiących.

ca Notatki sprzed 2003a
Pułapki myślenia zbyt doktrynalnie liberalnego.

cb Notatki sprzed 2003b
Niewykorzystane potencjały ludzkiej pracy i ludzkich zdolności.

da Zapiski: 2004a
Czy istnieją biedni Polacy? Społeczne podziały.

db Notatki: 2005a
„Nie lękajcie się”

dc Notatki: 2006a
Główna linia podziałów. Marginalizacja i wykluczenie wielu Polek i Polaków.

dd Notatki: 2006b
Exodus rodaków. Ucieczka z beznadziei.

de Notatki: 2007g
O poprawności ekonomicznej, politycznej i moralnej.

df Notatki: 2007h
Zaćmienie umysłów czy egoizm establishmentu?

dg Notatki: 2007i
O samozadowoleniu elit. „Humanizm” opresyjny. „Otwartość” marginalizująca i wykluczająca.

dh Notatki: 2007j
Nie powinno się ograniczać gry rynkowo-społecznej.

di Notatki: 2007k
O neoliberalnej poprawności i nadgorliwości.

dj Notatki: 2007l
Liberalny przechył.

fa Notatki: 2008a
Nieznośna propaganda sukcesu

fb Notatki: 2008b
Receptą na sukces gospodarczy i spokój społeczny jest równowaga gospodarczo-społeczna.

fc Notatki: 2008c
Świat jest tajemnicą. Jedynie słuszne myślenie jest niebezpieczne.

fd Notatki: 2008d
Czy jako naród mamy prawo do pozytywnego myślenia o sobie?

fe Notatki: 2008e
O światowym kryzysie i o zmianie światowego podziału konsumpcji i pracy.

ff Notatki: 2008f
Kryzys nie wziął się z niczego. Przyczyny kryzysu.

fg Notatki: 2008g
Gra rynkowa bez żadnych humanitarnych reguł.

ga Notatki: 2009a
Struktura dzisiejszego kapitalizmu. Czy sprywatyzować demokrację?

gb Notatki: 2009b
Dyktatura większości. Polityczna i medialna bezduszność.

gc Notatki: 2009c
Czy osoby produktywne są ofiarami osób nieproduktywnych?

gd Notatki: 2009d
Inercja świadomości elit w kwestii dotyczącej naszej transformacji. Unikajmy schematów.

ha Notatki: 2010a
Narodowa tragedia.

hb Notatki: 2010b
Po co nam ten konflikt? Para-liberalna bezduszność. Obrona pseudo liberalnej, postkomunistycznej rzeczywistości.

hc Notatki: 2010c
Choroba wykoślawionych idei nowoczesności i postępu.

hd Notatki: 2010d
Komu upodlenie, komu honory?

ia Notatki: 2011a
Opresyjny system. Odporni na rzeczywistość.

ib Notatki: 2011b
Jaka będzie nasza starość?

ic Notatki: 2011c
O kryzysach: gospodarki, wartości, demokracji, globalizacji.

id Notatki: 2011d
Kryzys w Grecji. Epoka prestidigitatorów i krzykaczy.

ie Notatki: 2011e
Brak poszanowania wartości pluralizmu przez „ucywilizowanych nowocześnie”

ie Notatki: 2011x


if Notatki: 2011f
Erozja neoliberalnego kapitalizmu. Kryzys nie wziął się z niczego.

ig Notatki: 2011g
Dysonans między wydajnością gospodarek a gospodarczym i społecznym zorganizowaniem.

ih Notatki: 2011h; 2012a
Idee „Solidarności” nie umarły.

ja Notatki: 2012b; 2013a
Przesilenie kapitalizmu, który nazywają liberalnym

jb Notatki: 2013b
Neoliberalny ustrój kastowy. Cofnięcie się w zaawansowaniu humanizmu.

jc Notatki: 2013c; 2014a
Neoliberalno-lewacko-korporacyjno-kapitalistyczny,”postępowy” system gospodarczo-społeczny jest źródłem napięć lokalnych, globalnych i ludzkich nieszczęść.

jd Notatki: 2014b
Współczesna „postępowa” ortodoksja. Kapitalizm ideologiczny, obłudny.

je Notatki: 2014c; 2015a
Liberalny letarg. Czy nastąpi przebudzenie?

jf Notatki: 2016a
Zaciekły opór establishmentu przed utratą ego-liberalnych przywilejów.

jg Notatki: 2016b; 2017a
Para-liberalna propaganda przestaje oddziaływać.

jh Notatki: 2018a; 2019a; 2020a
Pseudoliberalna i pseudo postępowa hucpa.

ji Notatki: 2020b
Wysferzone, egoistyczne, zarozumiałe elity

Notatki: Spis treści



OOOOO
OOOOO


NOTATKI - CAŁOŚĆ


OOOOO
OOOOO



Zabawy słowami a

Zabawy słowami b

cj Notatki: 2003g, 2007e

Jaka ma być ta globalizacja?



Mama, Zofia na audiencji u Jana Pawla II - Watykan 19

Portiernia – październik 2003 r.

O naszych elitach i osobach oceniających zawodowo nasze społeczeństwo.

Sposoby myślenia i poglądy kształtują się w myślowych procesach. Są w dużej mierze pochodną wychowania i zaszczepienia systemu wartości w rodzinach, są też efektem samodzielnych analiz, syntez, ocen tego, co dzieje się w otaczającej nas rzeczywistości, ale też chyba w pewnej mierze są przypadkowe i uzależnione od życiowych okoliczności i wpływu środowisk, w których się przebywa., choć wydaje mi się, że staram się by te okoliczności miały na moje myślenie jak najmniejszy wpływ.

Żyjąc w enklawach szczęśliwości publiczne osoby dziwią się, gdy ludzie się buntują, gdy mówią lub krzyczą, że jest im źle, że dzieje się im krzywda, że są upokorzeni. Nazywa się ich postkomunistami, ludźmi o mentalności ukształtowanej w komunizmie. Czy ci krytykanci nie widzą tego, że to oni żądając, by wszyscy jednomyślnie głosili zadowolenie są mentalnie w samym środku komunizmu? To w komunizmie istniały wzorce zadowolenia. Nawet w więzieniach, w łagrach, w obliczu śmierci, prawdziwi komuniści głosili chwałę ustrojowi, partii, władzy, przywódcom.

Jeśli socjolodzy dziwią się mocno temu, że ludzie u nas są szarzy, smutni, przygnębieni i nie uśmiechają się na ulicach i przypisują to wyłącznie naszym narodowym cechom ukształtowanym w przeszłości a nie zauważają obecnych tego stanu przyczyn, to są albo partaczami w swoim zawodzie, niezbyt lotnymi, czy wręcz prymitywnymi jego wykonawcami, albo są wielce cyniczni. Czy, tak trudno jest zauważyć, że stan ducha ludzi jest zależny od warunków, w jakich żyją? Czy ludzie żyjący np. w Etiopii mogą być tak samo zadowoleni jak ludzie żyjący w USA, Anglii czy Francji? Czy w krajach, na które się powołują, w których ludzie są pogodni, optymistycznie nastawieni do życia, w których uśmiechają się w publicznych miejscach, są przyjaźnie nastawieni do innych, nie żyje im się łatwiej? Jak można oczekiwać od bezdomnych, głodnych, czy żyjących w biedzie, do tego widzących tyle zła i niegodziwości dziejących się w naszym kraju, aby promienieli radością, by byli zadowoleni i uśmiechali się na ulicach? Czy takie nieprawdziwe zadowolenie, radość na pokaz mogą prowadzić do prawdziwego uspokojenia i prawdziwego szczęścia? Po półwieczu panowania komunistów: po dekadzie stalinowskiej i rządów Bieruta, po czternastoletniej epoce gomułkowskiej, po dekadzie rządów Gierka i po prawie dekadzie dyktatury Jaruzelskiego wierzyliśmy, że nastąpi odmiana polityczna i wierzyliśmy też, że nastąpi poprawa życia materialnego społeczeństwa, że zapanuje wreszcie wolność w sferze ducha i nastąpi odzyskiwanie godności wszystkich obywateli. Niestety minęło już 14 lat transformacji a wielu żyje się w wolnej Polsce gorzej niż przed przemianami.

Solidarnościowym przemianom towarzyszyła nadzieja na powstanie wolnej, demokratycznej Polski. Jednak okazało się, że szczegółowe wizje tej Polski były różne, co ujawniło się dziś z całą mocą. U wielu nadzieja na szczęśliwe, sensowne życie, na społeczny solidaryzm zamieniła się w przygnębienie i poczucie osamotnienia.

W mediach nagłaśniane są interesy i postulaty przedsiębiorców. Mówi się i pisze o zawiązywaniu im rąk przez kodeks pracy, o zbyt wysokich kosztach funkcjonowania firm, o zbyt dużych składkach ubezpieczeń pracowników, o wygórowanych podatkach, które hamują ich rozwój. Skarżą się nawet oligarchowie, którzy zbudowali swe finansowe potęgi dzięki układom lub dzięki temu, że byli w odpowiednim czasie i odpowiednim miejscu, by przywłaszczyć sobie państwowy majątek. Dziś lamentują, że dzieje się im krzywda. Ich trudności nie tłumaczy się ekonomiczną kondycją kraju, lecz wygórowanymi oczekiwaniami pracowników. Niewiele mówi się i pisze o postulatach pracobiorców, o drastycznym łamaniu przez pracodawców prawa pracy i etycznych zasad społecznego współżycia. Tych pracowników, którzy ośmielają się upominać o swoje prawa i godność nazywa się warchołami. Nie dostrzega się, że wyzysk prowadzić może długofalowo do załamania gospodarki i kłopotów również pracodawców. Nie tylko prowadzi do zmniejszenia wewnętrznego popytu, ale może doprowadzić do tego, że pracownicy, zwłaszcza młodzi, będą masowo emigrować, pracodawcy pozostaną prawie sami w swoich firmach, a w kraju oprócz nich pozostaną jeszcze tylko emeryci. Oczywiście dziennikarzom i publicystom, którzy sami są również beneficjentami przemian bliżej jest do tych pierwszych, łatwo im przychodzi głoszenie haseł typu: „Każdy jest kowalem swego losu”, „Jak sobie pościelisz tak się wyśpisz” itp. Hasła takie są tylko po części prawdziwe, kształtowanie swego życia tylko po części zależy od nas samych, w dużej mierze jest uzależnione od naszych zewnętrznych uwarunkowań.

Niewątpliwie obciążenia niektórych firm, szczególnie małych są duże, zwłaszcza dla firm rozpoczynających działalność, wchodzących na rynek, ale wynika to ze złej polityki gospodarczej i finansowej dotyczącej całej gospodarki a nie ze zbyt dużych kosztów pracy i z zawyżonego poziomu życia pracowników.

Nie chodzi mi o niedocenianie przedsiębiorców, o dezawuowanie ich inwencji wysiłku, ale o to, by wreszcie decydenci dostrzegli bardzo złą sytuację dużej części społeczeństwa i ludzi pracy.

Nie porusza się tematu wielkiej pazerności właścicieli i dyrektorów niektórych firm, którzy płacą pracownikom niegodziwe stawki. Nie zauważa się, że w części firm to nie rzeczywiste trudności finansowe, a wyzysk są powodem tego, że pracownicy otrzymują niegodziwą zapłatę za swoją pracę. Nierzadko właściciele czy dyrektorzy niektórych dużych firm zatrudniających np. po kilkaset osób płacą im głodowe pensje, sami zarabiają krocie. Pomimo funkcjonowania u nas bardzo dla nich łagodnego systemu podatkowego, to i tak często ich wysokie zarobki nie mają odzwierciedlenia w wykazywanych zyskach firm, są ukryte w sztucznie zawyżonych kosztach ich funkcjonowania. Budując, czy rozbudowując luksusowe wille, jeżdżąc luksusowymi samochodami, odpoczywając w luksusowych hotelach w atrakcyjnych miejscach świata itp. czynią to na koszt firm.

Powyższe wywody, tak jak zresztą w większości utyskiwania pracowników takich firm nie są podyktowane zazdrością. Zrozumiałym jest to, że każdy właściciel, prowadząc firmę chce z niej mieć jak największe dla siebie korzyści. Jednak pazerność niektórych, chęć wyzyskania pracowników i budowanie swego bogactwa na ich krzywdzie drastycznie przekracza moralne normy i wszelkie wyobrażenia.

Częste jest narzekanie przedsiębiorców i establishmentu na według nich zbyt duże podatki. Uważam, że opodatkowanie przedsięwzięć i inwestycji powinno być jak najmniejsze, natomiast przy występującej gospodarczej nierównowadze i braku gry rynkowej w sferze zatrudnienia powinno się zwiększyć opodatkowania wyzysku i pazerności, by przywrócić możliwość godziwej konsumpcji i bytowania wszystkim obywatelom.

I dzisiaj są pracodawcy, którzy myślą w kategoriach dobra wspólnego, uważają że pracodawcy i pracownicy są sobie wzajemnie potrzebni, którzy cenią swoich pracowników, godnie ich traktują, którzy widzą w nich ludzi, a wynagradzanie i wywiązywanie się z przyjętych względem nich obowiązków i ustaleń traktują jako sprawę honoru, i nawet w chwilach trudnych gotowi są na własne wyrzeczenia. Jednak obecne bezrobocie powoduje u wielu zatratę takiego myślenia, na rzecz myślenia, że pracownicy są tylko jednym ze środków, które trzeba w jak największym stopniu wykorzystać.

Niektórzy przedsiębiorcy narzekają na to, że prowadzenie swojego biznesu wymaga od nich wielkiego wysiłku, poświęcenia, uważają, że to oni są „solą ziemi” i że to oni utrzymują pozostałą część społeczeństwa i że należy im się nie tylko szacunek, ale zdecydowanie większe przywileje od pozostałej części społeczeństwa, a państwo powinno robić wszystko, by mogli oni się rozwijać, bo tylko oni, jako jednostki przedsiębiorcze mogą przyczynić się do rozwoju państwa, tylko oni są w stanie prowadzić gospodarczą działalność. Takie myślenie jest kwintesencją myślenia liberalnego. A przecież o rozwoju decyduje kondycja całej państwowej wspólnoty. Nie negując ich roli, ich zasług i przymiotów charakteru, zauważyć też trzeba, że to oni korzystają z przywilejów państwa w sposób zdecydowanie większy od innych, to oni są kredytowani pośrednio przez społeczeństwo, a przede wszystkim powinni być zadowoleni i wdzięczni za to, że dostali szansę na prowadzenie własnej gospodarczej działalności. Oczywiście szansa nie wystarcza, trzeba jeszcze ją wykorzystać, trzeba ją zagospodarować pomysłami i pracą. Jednak tą szansę otrzymali lub wywalczyli. Iluż ludzi z marginesu społecznego chciałoby taką szansę otrzymać, iluż ludzi chciałoby ciężko pracować, by się realizować we własnych biznesach, jednak nie mają żadnego punktu odbicia, nie otrzymali pomocy od banków, ani od państwa, a rodzina i znajomi nie są w stanie ich wesprzeć, nie mają też żadnych układów towarzysko- zawodowo- biznesowych.

Nieprawdą jest, że państwo chce tym ludziom dać wędkę, państwo woli raczej wspierać już istniejące firmy, stosując różnorakie ulgi i dofinansowania nawet, gdy nie przynosi to oczekiwanych rezultatów niż pomagać w zaistnieniu firm nowych, nieprawdą jest, że jest zainteresowane w poszerzaniu klasy średniej.

Często przypadek sprawia, że ktoś może zostać pariasem lub należeć do elity. Czy nie jest przypadkiem to, że człowiek rodzi się w biednym kraju i w dodatku w najuboższej kaście lub w bogatym, rozwiniętym kraju i na dodatek ma bogatych, przynależących do elity rodziców? Czy nie jest tak, że wielu spośród zamiataczy ulic, wywożących śmieci, bezrobotnych itp. dorównuje lub nawet przewyższa pod względem intelektualnym, moralnym wielu prezesów firm, menadżerów, polityków itd.?

Trzeba pozbyć się takiego myślenia, że to bezrobotni i biedni są ciężarem dla reszty społeczeństwa, że są obciążeniem dla gospodarki, dla biznesu, pracodawcy powinni pozbyć się myślenia, że to pracobiorcy są ciężarem, hamują rozwój ich przedsiębiorstw, że bezrobotni to bezwolny element. Przecież gospodarka funkcjonuje w społeczeństwie i wszyscy są ze sobą powiązani. Produkuje się nie tylko dla siebie, dla swojej grupy społecznej. Pracownicy są potrzebni pracodawcom, jako siła robocza, ale też, jako nabywcy ich produktów. Dławiąc nadmiernie konsumpcję ogółu społeczeństwa, dławi się również rozwój przedsiębiorstw. Oczywiście ludzka natura, ludzkie charaktery są jakie są i sprawiedliwszy podział owoców gospodarki, mniej drastyczne zróżnicowanie dochodów powinno osiągać się przede wszystkim poprzez odpowiednie kształtowanie polityki gospodarczej państwa a nie na oczekiwaniu prospołecznych, nieegoistycznych postaw establishmentu, elit i pracodawców.

Przesuwanie środków z konsumpcji na sferę inwestycji, „zaciskanie konsumenckiego pasa” (np. rezygnacja z opodatkowania i z pomocy społecznej, nieustalanie wysokości minimalnej płacy lub ustalanie jej na b. niskim poziomie) może być tylko krótkoterminowym środkiem przyśpieszającym rozwój gospodarczy, ale tylko wtedy, gdy w to „zaciskanie pasa” zaangażowani są wszyscy obywatele, a przede wszystkim, gdy do tworzenia globalnego produktu wciągnięci są wszyscy sprawni obywatele, gdy uruchomione są wszystkie siły i środki. W dłuższej perspektywie bez dbania o odpowiednią konsumpcję i bytowanie wszystkich obywateli rozwoju gospodarczego osiągnąć nie można. Jeśli część obywateli jest marginalizowana lub wykluczona z gospodarczego rozwoju, to jest to marnowanie ich sił i talentów, i jest wtedy niepotrzebnie ograniczany wewnętrzny rynek. Nadmierne ograniczanie siły nabywczej obywateli, ich konsumpcji, czy to przez wyzysk, czy przez wykluczenie z rynku pracy jest marnotrawstwem i nie służy rozwojowi gospodarki i doganianiu innych krajów.

Wielu przedsiębiorców ciężko pracuje, walczy o zdobycie rynku, o przetrwanie, wielu boryka się z ogromnymi trudnościami, z dla nich wielkimi kosztami pracy, ale też wielu uzyskuje w utworzonym przez liberałów a raczej przez ludzi nazywających siebie liberałami systemie ogromne zyski, działając przy tym bezwzględnie i bezdusznie. Jakże często u osób z establishmentu, zarówno tych o PZPR-owskim jak i liberalnym, ale też prawicowym rodowodzie szokuje i zniesmacza ich stosunek do robotników i tzw. przeciętnych ludzi. Sami nazywający siebie, podporami systemu, dobrodziejami, menedżerami, inteligentami w swej pazerności, w swych chorobliwych ambicjach odniesienia sukcesu, zrobienia kariery, nie przebierają w środkach i przekraczają granicę przyzwoitości. Pracowników i bezrobotnych traktują z pogardą, wypowiadają dalekie od prawdy, niemające uzasadnienia, ale niestety opiniotwórcze słowa. Często słyszy się pogardliwe słowa: „robole”, „leniwi robole”, „prymitywy” „nie chcą pracować”, ,„nie wiadomo czego chcą”, „po co im wolne soboty i niedziele””, ”po co im związki zawodowe” itp., traktuje się ich nie jak ludzi posiadających swą godność, ale jako przedmioty. Zupełnie ignorują to, że heroiczny zryw i upór robotników doprowadzający do politycznego przełomu dał im szansę, by stali się tym, kim są. Co myśleć o takich ludziach, którzy zarzucają brak czelności robotnikom, domagającym się warunków pracy nieodbiegających drastycznie od tych ustalonych w kodeksie pracy, i za swą rzetelną pracę już nie tyle uczciwych, co umożliwiających przeżycie na minimalnym poziomie płac i którzy jednocześnie ostentacyjnie żyją super bogato i rozrzutnie? Czy to ich tupet i bezczelna arogancja nie są świadectwem moralnego upadku Polaków, a nie jak twierdzą, lenistwo tych, którzy nie chcą pracować po 350 godzin miesięcznie za stawkę 4 złotych za godzinę?

Zarówno lewicowe, pozornie prospołeczne jak i prawicowe, domagające się moralnej czystości poglądy dotyczące różnych sferach życia, idą często w parze nie tylko z bardzo liberalnym stosunkiem do gospodarki, ale z pogardą dla „przeciętniaków”, „ludzi z gmin” „nieudaczników” Znam osoby, które już w młodości miały pogardliwy stosunek do zwykłych ludzi, do robotników, których nazywały robolami, a dziś wpisały się w nową rzeczywistość bez trudu. Stały się państwowymi urzędnikami myślącymi w duchu liberalnego kapitalizmu. System wchłonął ich, przyjął, jako już gotowe pasujące idealnie elementy.

Tak jak pracodawca jest właścicielem swojej firmy, swojego pomysłu, swojego kapitału, tak pracownik jest właścicielem swojej pracy, swoich umiejętności, swojego fachu i ma prawo oczekiwać godnego traktowania. Również bezrobotni mają prawo do godności, do rzetelnych, a nie pochopnych ocen.

W świetle wypowiedzi niektórych publicznych osób, bezrobotni takiego prawa nie mają. Wrzuca się wszystkich bezrobotnych do jednego worka, przytacza negatywne przykłady w sposób, który sugeruje ich reprezentatywność. Nie jest tak jak piszą niektórzy publicyści, ze frustracje społeczne biorą się przede wszystkim z komunistycznej mentalności społeczeństwa. Frustracje biorą się przede wszystkim z prostego przełożenia jakości życia na społeczne zadowolenie.

Ludźmi postępu i nowoczesności nazywają się dzisiaj zarówno ci ludzie lewicy, dla których bliskie są idee lewackie jak i ludzie pazernego, bezwzględnego tzw. liberalnego kapitalizmu. Paradoksalnie, bardzo często obie postawy idą w parze.

Być może u zarania istnienia III RP trzeba było wypracować i zastosować nową, swoją, adekwatną do sytuacji drogę gospodarczych przemian lub pozwolić się rozwinąć jakiejś nowej, dotąd niesprawdzonej, ale bardziej naturalnej, bo kształtowanej w bardziej swobodny sposób.

Oczywiście łatwo być mądrym po czasie. Decydenci uważali, że ryzyko transformacji według neoliberalnego wzorca jest mniejsze od ryzyka nowej wolnej gry zmieniającej gospodarczy ustrój. Obawiano się wtedy, by do czystego wzorcowego kapitalizmu nie dochodzić przez zbyt długi okres czasu.

Może szkoda, że nie spróbowano rozpocząć przekształcania części przedsiębiorstw od proponowanej przez część działaczy i ekspertów „Solidarności” metody, przez przejmowanie firm przez samorządy pracownicze, grupowe, terytorialne, poprzez uwłaszczenie wszystkich obywateli, tak, by gra rynkowa dostępna była całemu społeczeństwu. Te ich rozważania i przeczucia były sensowne i szkoda, że decydenci się ich wystraszyli. Uważano, że takie przekształcenia nie byłyby efektywne i sprawiedliwe. Paradoksalnie sprawiedliwsze i bardziej efektywne miały być przekształcenia polegające na przejmowaniu firm, obiektów, majątku przez tzw. inwestorów wiodących, najlepiej zagranicznych lub pojedyncze osoby z układów.

Ponieważ sytuacja gospodarcza społeczeństw w państwach pokomunistycznych była zasadniczo różna od sytuacji społeczeństw budujących kapitalizm od początku, w sposób naturalny, systematyczny, to być może trzeba było wychodzić z gospodarki komunistycznej stopniowo, w specyficzny sposób, ale właśnie dla tej sytuacji bardziej naturalny, bardziej wolny, prawdziwie liberalny. Narzucanie mechanizmów funkcjonujących w zaawansowanym kapitalizmie, w radykalny sposób, natychmiastowo społeczeństwom znajdującym się w zupełnie innej gospodarczej rzeczywistości okazało się niezwykle dla części tego społeczeństwa uciążliwe, przygnębiające. Przejmowanie firm, majątku przez zagranicznych graczy lub pojedyncze osoby, z układów politycznych, zawodowych, towarzyskich było mocno niesprawiedliwe i mało efektywne.

Czy mają rację ci, którzy uważają, że nasza gospodarka jest na dobrej drodze rozwoju, że liczy się przede wszystkim efektywność przemian a sprawiedliwość społeczna jest sprawą mało ważną. Uważam, że nie ma u nas ani społecznej sprawiedliwości ani oczekiwanej efektywności. Pod względem poziomu życia społeczeństwa Polska znajduje się w gronie czterech najgorszych pod tym względem państw w Europie Efektywna gospodarka powinna służyć całemu społeczeństwu. Uważam, że bezgraniczny niczym niezakłócony optymizm i bezkrytyczne oceny naszej rzeczywistości są nieuprawnione. Zgodnie z mądrym przysłowiem, że syci nie zrozumieją głodnych, zdrowi chorych itd., zadowoleni z przemian beneficjenci obecnej sytuacji gospodarczej nie zrozumieją odrzuconych i upokorzonych i co gorsze traktują ich jako pozagatunkowy ludzki balast.


Portiernia – październik 2003 r.

Marginesy niepewności.

Moje amatorskich rozważania, które prowadziły mnie do podważenia potrzeby prowadzenia polityki zbyt „liberalnej” są rozważaniami na tzw. „chłopski rozum”, całkowicie własnymi, niepopartymi książkowymi teoriami. Pozostawał u mnie i pozostaje ciągle jeszcze pewien margines niepewności, pozostają obawy, czy te moje dywagacje ekonomiczne nie są zbyt uproszczone, zbyt amatorskie, zbyt zawężone, obawy, że nie uwzględniają one wszystkich aspektów dotyczących gospodarki, tym bardziej, że autorytety ekonomiczne ciągle obstają przy potrzebie kontynuowania takiej polityki. Jednak te marginesy niepewności stają się coraz mniejsze, obawy ustępują przed faktami. A fakty mają jednoznaczną wymowę: ogromne bezrobocie, wielkie rzesze doznających dotkliwej biedy i wykluczonych, drastyczne społeczne rozwarstwienie i niewielki wzrost gospodarczy.

Ten nasz niski wzrost gospodarczy nie jest chyba wart tak wielkich społecznych kosztów.


Portiernia – październik 2003 r.

Brak zwrotnej komunikacji i stereotypy myślenia.

Wydawałoby się, że dziś społeczeństwa nie tylko są zdecydowanie lepiej poinformowane i zintegrowane niż dawniej, ale że zwykli ludzie mają też więcej możliwości bieżącego ujawniania swoich poglądów, opinii, potrzeb, stanu ducha i że inaczej niż dawniej, do docierania z tymi informacjami do establishmentów politycznych i gospodarczych nie muszą stosować takich jak dawniej środków, gdy świat arystokracji, później polityków i biznesu dowiadywał się co jakiś czas o tych potrzebach i nastrojach wtedy, gdy organizowane były strajki, demonstracje albo gdy wybuchały rewolucje. Jednak i dzisiaj jakże często odnosi się wrażenie, że elity i społeczne doły, to też tak jak dawniej dwa zupełnie różne, oddzielne światy, że dysponują zupełnie inną wiedzą, że nie ma bezpośredniego przełożenia między dzisiejszą techniką medialną a tym poinformowaniem, że pomimo rozwiniętych środków komunikacji informacja nie przepływa między tymi światami, albo, że przepływa tylko w jedną stronę. Dlaczego w dobie powszechnej informacji pewne prawdy wyrażane przez społeczne rzesze, przez znaczną część społeczeństwa nie docierają do świadomości osób z establishmentu? Dlaczego elity zasklepiły się w swej wizji i nie przejmują się głosami społeczeństwa?

Do przyjęcia do wiadomości poglądów innych ludzi oprócz docierających informacji potrzebne są: dobra wola i współodczuwanie, które przytępione jest wtedy, gdy ludzie znajdują się w zupełnie innych życiowych warunkach. Ale jest to chyba niepełne wytłumaczenie, dotyczy tylko części osób ze społecznej góry. Dlaczego nawet osoby, o których wiemy, że w swym życiu kierowały się moralnością i społeczną wrażliwością zachowują się tak jakby ignorowały przekazy społecznych dołów?

Okazuje się, że kierowanie się moralnością jeszcze nie wystarcza, trzeba być jeszcze uważnym, by nie wpaść w pułapkę tzw. słusznych koncepcji, słusznej polityki koniecznych wielkich społecznych wyrzeczeń i społecznych nierówności i niesprawiedliwości, w pułapkę świetlanej wizji i jedynie możliwej drogi, w pułapkę przekonania o nieuchronności wyrzeczeń i konieczności nie zbaczania z wybranej drogi, którą trzeba kroczyć do celu, do urzeczywistnienia tej wizji bez względu na wszystko, bez względu na ludzkie tragedie. Okazuje się, że zbytnia ufność do odgórnych, oficjalnych przekazów, zaufanie władzom i uleganie oficjalnej propagandzie skutecznie odrętwia i znieczula. Bez otwartości na głosy, poglądy ludzi z różnych grup społecznych i ciągłego, na nowo analizowania rzeczywistości można wpaść w myślowe i emocjonalne kanały.

Często słuchając ludzi publicznych, publicystów, aktorów, ludzi z Warszawy i dużych miast zadajemy sobie pytanie: Cóż ci kulturalni, grzeczni, papierowi, pełni lukrowej ogłady i pretensjonalnego pięknoduchostwa ludzie, beneficjenci liberalnego systemu wiedzą o polskiej rzeczywistości, o życiu zwykłych obywateli?

Wychodząc z pułapki systemu komunistycznego wielu z nas, obywateli naszego państwa uwierzyło, że przed nami jest już tylko świetlana przyszłość, zatraciło zmysł obserwacji i analizowania rzeczywistości i nie zauważyło, że jako kraj wpadliśmy w nową pułapkę, w polityczno-gospodarczo-społeczne zasieki, dehumanizujące i spowalniające ekonomiczny rozwój.


Portiernia – październik 2003 r.

Światowa integracja- zawiedzione nadzieje.

Globalizacja liberalna, rozwój globalnego handlu, globalnego, intensywnego przepływu kapitału nie spełniły oczekiwań. Wydawało się, że inwestycje napływające do biednych krajów spowodują ich rozwój, eliminowanie nędzy, poprawę jakości życia ludności. Niestety te oczekiwania spełniają się w bardzo ograniczonym zakresie. Ogromna komercjalizacja dzisiejszego świata, pogoń za zyskami, za bogactwem, wyścig korporacji, grup, jednostek w społeczeństwach bogatych, ale także w biednych, rozwijający się i będący w cenie egoizm powodują, że za pomocą narzucanych warunków finansowych i rozwiązań gospodarczych społeczeństwa biedne są wyzyskiwane a przepaść między większością z nich a społeczeństwami bogatymi nie tylko nie zmniejsza się, ale pogłębia. Społeczeństwa biedne są wykorzystywane podwójnie, przez obcy kapitał i przez własne elity polityczno- gospodarcze. Handel z państwami bogatymi jest szansą na rozwój i jednocześnie środkiem wyzysku.

Zaniżone dochody z eksploatacji i sprzedaży złóż, i niewielkie środki otrzymane za wykonaną pracę są przeznaczane na zakup niewielu bardzo drogich dóbr wytworzonych w państwach bogatych, które to dobra nie są z reguły dobrami podstawowymi potrzebnymi do przeżycia. Z dóbr tych korzystają przede wszystkim wspomniane własne elity. Za ciężką, często morderczą pracę, pracownicy tych biednych krajów otrzymują głodowe zapłaty, za które nie mogą nawet zaspokoić potrzeb najbardziej podstawowych.

Okazuje się, że tworzenie gospodarczych przyczółków, enklaw dobrobytu i bogactwa w większości państw gospodarczo zacofanych, które miały się stopniowo rozszerzać i obejmować coraz większe rzesze społeczne nie przynosi jak dotąd spodziewanych rezultatów. Tworzą się ograniczone, hermetyczne, nierozszerzające się rynki konsumpcji. Niewielkie części społeczeństw mają dostęp nie tylko do konsumpcji podstawowych dóbr, ale do wyrafinowanej konsumpcji dóbr luksusowych, gdy obszary biedy poszerzają się i zwiększa się ilość osób wykluczonych.

Wielkie firmy, wielkie organizacje gospodarcze odbierają międzynarodowej wymianie handlowej wolność, nie tyle przez formalne, prawne zakazy czy nakazy co poprzez ekonomiczną dominację, ekonomiczny szantaż, wspomagane przez narzucane finansowe regulacje. W pewnym sensie gospodarka, sposób jej zarządzania w gigantycznych układach i organizacjach przemysłowych upodabniają się do gospodarki komunistycznej, planowanej, nakazowo rozdzielczej, gdzie przepływ korzyści wynikających z handlu i przepływu kapitałów jest odgórnie sterowany.

Błędnie też chce się stosować reguły ekonomiczne, które przynosiły pożądane rezultaty w państwach bogatych lub w miarę bogatych w państwach biednych. Reguł nie można stosować mechanicznie, książkowo, wymagają one korekt, dostosowań, powinny uwzględniać specyfikę gospodarek i społeczeństw, w przeciwnym razie mogą przynieść odwrotne do oczekiwanych rezultaty. Mogą spowodować wykluczenie z konsumpcji podstawowych dóbr jeszcze większej niż przed ich wprowadzeniem liczby obywateli, albo wręcz niektórych z nich biologicznie wyeliminować. Gospodarka powinna służyć społeczeństwu i to całemu społeczeństwu, powinna dążyć do zaspokajania potrzeb wszystkich członków wspólnoty. Globalizacja wbrew oczekiwaniom nie spowodowała jak dotąd wyrównywania gospodarczych poziomów i nie powoduje niwelowania biedy w krajach zacofanych. Globalizacja jak na razie nie jest instrumentem pomocy państw bogatych państwom biednym, ale w dalszym ciągu jest w wielu wypadkach instrumentem wyzysku.

W historycznej perspektywie mamy do czynienia dopiero z początkiem procesu globalizacji i trzeba mieć nadzieje, że jej skutki dla społeczeństw biednych będą coraz bardziej pozytywne, że narzucone przez globalistów, przez wielki biznes i przez administratorów globalizacji reguły, które teraz działają z korzyścią dla bogatych zostaną zastąpione praktyką współpracy i pomocy państwom biednym. Myślę, że działania praktyczne, zgodne z interesami biednych krajów, a nie narzucanie neoliberalnych reguł gospodarczej dowolnej gry niczym nie skrepowanej, nie skrępowanej nawet regułami moralnymi są drogą do budowania jedności rodzaju ludzkiego.

Miejmy nadzieję, że świat w bliskiej przyszłości osiągnie już taki potencjał mądrości, moralności i roztropności, że możliwe już będą działania rozważne, prorozwojowe i jednocześnie, moralne i sprawiedliwe.

Miejmy nadzieję, że nadchodzi już czas, w którym Świat dojrzeje do tego, by wprowadzać idee solidarności, by traktować całą ludzką populację, jako jedną wielką rodzinę zamieszkującą nasz ziemski glob, by patetyczne lewicowe i liberalne hasła wolności, otwartości, tolerancji i ludzkiej solidarności zostały zamienione w autentyczne postawy i rzeczywiste działania.

W przeciwnym przypadku obszary biedy i upokorzeń, różnice w poziomach życia będą się powiększać, będą się nasilać napięcia społeczne i napięcia międzypaństwowe, a ludzie będą opuszczać swoje kraje. Będą coraz bardziej zaludniane tylko niektóre obszary Ziemi, te na których obecnie żyje się godziwie, czy w miarę godziwie a wyludniane wielkie obszary, na których panują nędza i życie niegodne człowieka. Czy to dobre tendencje, by ludzie na niektórych obszarach żyli w coraz większym zagęszczeniu a wielkie obszary Ziemi stawały się odludnymi pustyniami.

Akcje charytatywne, niesienie pomocy przez indywidualne osoby i przez organizacje są piękne i niezwykle potrzebne, przywracają wiarę w nasze „człowieczeństwo”. Jednak nadszedł już chyba czas, by ludzie na całej Ziemi pomagali sobie wzajemnie w sposób systemowy, a przemieszczanie się po Globie było związane z ciekawością i przyjemnością, a nie będzie wymuszane przez biedę, głód i wojny, do czego przyczynia się w sporej mierze dzisiejszy kształt globalizacji wymuszany przez neoliberalno-korporacyjny system.


Portiernia – październik 2003 r.

Globalizacja powinna być naturalnym procesem, nie powinna podlegać zbytniej ideologizacji. Oczywiście powinniśmy, jako ludzie kierować się otwartością, chęcią pomocy innym biednym społecznościom, a nawet misją wyrównywania poziomu życia wszystkich mieszkańców naszej Ziemi, jednak powinniśmy kierować się praktycyzmem i konkretnością. Globalizacja nie powinna przyjąć formy zbyt zideologizowanej, z gotowymi, takimi samymi receptami dla wszystkich regionów, krajów, społeczeństw. Globalizacja, którą chcieli narzucić komuniści, połączona z jednoczesnym budowaniem sowieckiego imperium ustąpiła bardziej naturalnej globalizacji kapitalistycznej. Jednak i ta po pewnym czasie uległa pewnym formom ideologizacji, może nie tak drastycznym i dramatycznym jak sowieckie próby komunizacji świata, jednak oparta na para-liberalnym kapitalizmie nie jest procesem, który można ocenić jednoznacznie pozytywnie, a w bardzo wielu przypadkach jest przyczyną regresu i nieszczęść.

Antyglobaliści uważają, często intuicyjnie wyczuwają, że idee wyrównywania poziomów życia społeczeństw, umożliwiania wszystkim obywatelom Ziemi życia w godności, idee pomocy krajom biednym przegrywają z globalną komercją, z pogonią wielkich korporacji po zysk.

Globalizacja, światowy przepływ kapitału jest w sumie, w długiej perspektywie czasowej czynnikiem dla świata korzystnym, zarówno dla państw bogatych jak i dla państw rozwijających się. Powoduje przepływ myśli gospodarczej, technologii itp. Jednak nie oznacza to, że globalizacja nie mogłaby być dużo bardziej sprawiedliwa, bardziej efektywna dla państw zapóźnionych, ze zdecydowanie mniejszymi dawkami zła. Tym złem jest w wielu krajach eksploatacja ludzi przez obcy i rodzimy kapitał (zaniżanie cen pracy), i eksploatacja jednych społeczeństw przez drugie (niesprawiedliwe ustalanie cen produktów, którymi się handluje), w innych przypadkach jest nim zabieranie miejsc pracy.


Portiernia, maj 2007
Uzupełnienie do notatki: „Światowa integracja – zawiedzione nadzieje”.

Nie można demokratyzować i liberalizować społeczeństw w sposób sztampowy i z rewolucyjną gorliwością.

Czy można wprowadzać, czy narzucać liberalizm, demokrację i nowoczesność tam gdzie nie zachodzą, miejscowe procesy rozwojowe, gdzie nie następuje edukacja, gdzie nie następują przemiany mentalne, czy to samoistne, oddolne, czy pod wpływem bodźców zewnętrznych?

Z jednej strony mamy dziś we współczesnym świecie niezwykłe przyśpieszony obieg informacji, który sprzyja takiej edukacji z drugiej strony istnieją jednak silne przyzwyczajenia, tradycje, interesy grupowe, które stanowią wielki opór dla wprowadzania zmian. Patrząc z globalnej perspektywy, pomimo dużych perturbacji inspirowanie z zewnątrz zmian jakości społecznego życia wydaje się zjawiskiem pozytywnym, przyśpieszającym miejscowe, oddolne procesy. Nie wystarczy tylko wprowadzanie systemu liberalnego kapitalizmu, tym bardziej gdy liberalnym jest on tylko z nazwy, z nadzieją, że stanowić on będzie zaczyn innych przemian, że liberalizując gospodarkę przyśpieszy się liberalizację innych sfer wspólnotowego współżycia. Jednak pożądanym, najkorzystniejszym ze względów etycznych, ale i ze względów efektywnościowych, byłoby gdyby procesy liberalizacyjne były prawdziwe i gdyby działania zewnętrzne, pomocowe w sferze gospodarczej i oddolne w sferze mentalnej i w sferze stosunków społecznych współgrały i współoddziaływały na siebie w harmonii. Idealnym byłby stan, w którym procesy gospodarcze i społeczne przebiegały w etycznej dojrzałości i czystości. Ale jest to chyba utopią, takiego stanu nie osiągnęły nawet najbardziej rozwinięte, ucywilizowane nowocześnie społeczeństwa.

Myślę, że społeczeństwa, ludzkie wspólnoty wymagają różnych dróg rozwoju i powinno traktować się je indywidualnie Szczególnej ostrożności wymagają procesy dziejące się w społeczeństwach, w których panuje fanatyzm religijny lub ideologiczny. Wprowadzanie nowoczesnej cywilizacji w tych społeczeństwach jest wielkim globalnym wyzwaniem całej ziemskiej, ludzkiej wspólnoty.

Rozczarowanie z wprowadzania zasad demokratycznych i liberalnych na świecie i rozszerzenia obszarów ucywilizowanych nowocześnie bierze się chyba stąd, że demokrację chciano niejako nałożyć i to zbyt raptownie na istniejące w poszczególnych krajach struktury społeczne i systemy społeczno-polityczne. Budowanie liberalnych stosunków i demokracji na skróty, w wielu wypadkach nie mogło się udać. Okazało się, że eksport liberalizmu gospodarczego nie tylko nie jest w stanie szybko zmienić mentalności i stosunków społecznych w państwach biednych, zacofanych, niedemokratycznych ale powoduje dodatkowe różnicowania i napięcia. Opór jest zbyt duży. Potrzebne są miejscowe przeobrażenia sprzyjające prawdziwej liberalizacji, demokracji i społecznej sprawiedliwości.

Narzucany para-liberalizm gospodarczy zamiast rozwijać i integrować zwiększa społeczne rozwarstwienia. Postęp gospodarczy nie powinien różnicować społeczeństw a powinien prowadzić do tego by życie w dostatku i w godności obejmowało wszystkich członków wspólnot a nie tylko wybrane grupy, elity czy kasty. Liberalizm prawdziwy powinien zapewnić wszystkim równość szans. Demokracja powinna być wprowadzana rzetelnie ale i spokojnie i nie być para-liberalną nakładką na już istniejącą, często chorobliwą rzeczywistość


Portiernia – październik 2003 r.

Pytania stróża na nocnym dyżurze .

Czy jest możliwa wspólna, ogólnoświatowa polityka gospodarcza, wspólne, ogólnoświatowe finansowe reguły? Czy wyzysk systemowy może zostać zniesiony lub zniwelowany do minimum, a globalizacja przybrać bardziej sprawiedliwe oblicze?

Kto, jaka organizacja i w jaki sposób miałby takie sprzyjające temu warunki narzucić Światu i przeciwstawić się potężnym, pazernym korporacjom? Takie działania byłyby przecież autorytarnymi. Paradoksalnie jednak takie „anty-wolnościowe”, autorytarne działania może mogłyby przynieść światu pozytywne rezultaty i wprowadziłyby gospodarcze: wolność i równość prawdziwe a nie pozorne.

Czy Świat zdolny jest dopracować się organizacji o tak wielkim autorytecie, że mogłaby takie autorytarne warunki wprowadzić lub narzucić bez-wstrząsowo?


Portiernia – październik 2003 r.

Być może na mój punkt widzenia wpływa moja obecna sytuacja zawodowa (pracuję w nielubianym przeze mnie zawodzie) i mój wcześniejszy, utrzymujący się przez lata status bezrobotnego, ale chyba w dużo większym stopniu moje pro-społeczne wychowanie i przyzwyczajenie do samodzielnego analizowania tego, co się dzieje wokół mnie, w kraju i na świecie.








Kolejne zapiski: 2003h
O stosunku do osób ułomnych i cierpiących.



Notatki - całość
.. .. .. .. ..